środa, 25 lutego 2015

Rozdział 4

Oblepiona zieloną mazią Nathalie, zaczęła biec w nieznanym jej kierunku. Wbiegła na jakieś schody. Najpierw w górę, potem w dół, w prawo i znowu w dół. Tym razem dziewczynka zleciała z łomotem ponieważ nie zauważyła brakującego stopnia. Zapłakana, usiadła w kącie i zaczęła chlipać:
-To dopiero mój pierwszy dzień w nowej szkole, a już każdy uważa mnie za jakieś dziwadło.... i jeszcze ten chłopiec z białą czupryną co on miał na myśli mówiąc, że nie zaznam z nim spokoju. Przecież ja go nawet nie znam.- po pewnym czasie Nathalie zasnęła.
***kilka godzin później***
Nathalie obudziła się tak nagle, że uderzyła głową w ścianę.
-Kurczę! Ale będzie śliwa.- potarła obolałą głowę i rozejrzała się dookoła. Jak ona teraz dojdzie do swojej wieży? Jest środek nocy na pewno każdy śpi. Wstała i próbowała przypomnieć sobie jak tu dotarła. Najpierw musi wejść po tych piekielnych schodach. Zaczęła powoli wchodzić uważając na niewidzialny stopień. Gdy już dotarła na górę, skręciła w lewo i weszła po kolejnych schodach. Gdy była już w połowie schody zaczęły się obracać. Gdy w końcu się zatrzymały biegiem pokonała drogę na górę. Stanęła przed czarnymi drzwiami. Pchnęła je ale okazało się, że są zamknięte. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i skupiła się. Tak jak to pokazywał dziadek. Przyłożyła koniec różdżki do dziurki na klucz i szepnęła
-Alohomora.
Coś zagrzechotało i drzwi się otworzyły. Nathalie weszła niepewnie do pomieszczenia i zrozumiała co to jest. To sala pamięci. Ze ścian patrzyli na nią z zaciekawieniem wszyscy absolwenci Hogwartu. Dziewczynka poszła długim korytarzem i doszła do kolejnych drzwi, nad którymi był wyryty napis "Hańba Hogwartu". Nay bez problemu otworzyła drzwi i zobaczyła 10 obrazów. Na ostatnim był namalowany Lord Voldemort, ale jeszcze za czasów szkolnych. Z ośmiu obrazów łypały na nią nieprzyjemnie młode czarownice i czarodziej, których Nathalie nie znała. Ale ta dziewczyna po środku, wygląda znajomo i nie patrzyła na nią złowieszczo lecz śmiała się jej prosto w twarz. Dziewczyna ze zgrozą uświadomiła sobie kto to.
-To przecież ja...- wskazała drżącą ręką na obraz.
Nagle zza jej pleców dobiegł ją głos, zimny jak lód:
-Witaj Nay, miło mi cię wreszcie poznać.
Dziewczynka odwróciła się i ujrzała siebie, starszą siebie. Ale to był duch!! Gdy otworzyła usta do krzyku, upiór z szaleńczym śmiechem przepłyną przez nią i poleciał w górę.
***
Rozdział krótki ale mam nadzieję, że się podoba :)

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 3

Nathalie obudziła się pierwszego września bardzo wcześnie. Zaczęła sprawdzać czy nie zapomniała niczego spakować do ogromnego szarego kufra. Szaty... różdżka... tiara... o kurde brakuje jednej książki! Dziewczynka zobaczyła, że książka leży tuż obok łóżka grzbietem do góry. Podniosła ją delikatnie i zobaczyła pustą stronę. Hmmm czy to nie dziwne?-pomyślała- Wydaje mi się, że coś tu było, nie nie nie coś ktoś bardzo ważna osoba, no jacie kto to był...
-Nay! Śniadanie!- głos dziadka tak ją przeraził, że książka wypadła jej z rąk. Szybko schowała ją do kufra i zbiegła na śniadanie.
*** 3 godziny później na stacji King Cross***
Nathalie pchała swój ciężki kufer w stronę barierki między peronem 9 i 10. Dziadek szedł tuż obok niosąc jej przepiękną sowę Akuku. Kiedy stanęli przed ścianą, oparli się jak gdyby nigdy nic o barierkę i po chwili znaleźli się na peronie 9 i 3/4. Pohukiwanie sów, gwar towarzyszący wsiadaniu do pociągu, to wszytko było cudowne, ale uwagę Nathalie przykuła wielka czerwona lokomotywa.
- Czy wiedziałaś, że mój dziadek prowadził kiedyś tą lokomotywę?- usłyszała szept dziadka.
-Naprawdę?-spojrzała na niego wielkimi oczami. Dziadek uśmiechną się lekko.
Nagle z komina lokomotywy buchnęła para.
-No dobra, szybciutko, wsiadaj!
Dziewczynka uściskała dziadka, obiecała, że będzie wysyłać listy co najmniej raz w tygodniu i sama się sobie dziwiąc wtargała ogromny kufer i klatkę ze śpiącym Akuku do pociągu. Na korytarzach jak i w przedziałach było mnóstwo uczniów. Każdy się z kimś witał, wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci, a Nathalie czuła się coraz bardziej przygnębiona. W końcu znalazła pusty przedział, weszła do środka położyła swój kufer i klatkę z sową i wykończona dźwiganiem tego wszystkiego usiadła koło okna i zasnęła. Miała zadziwiająco spokojny sen, ale w końcu uświadomiła sobie, że  od dłuższego czasu ktoś szarpie ją za ramię.
- Hej hej!- powoli otworzyła oczy i zobaczyła dziewczynę z włosami w kolorze tęczy; otworzyła oczy jeszcze szerzej- Nie ruszaj się dobrze? Masz na głowie Wybuchową Galaretkę, jeśli się poruszysz zaleje wszystko! Poczekaj zaraz to usuniemy- powiedziała nieznajoma. Nathalie nie śmiała drgnąć gdy dziewczyna-tęcza umieszczała Wybuchową Galaretkę w szklanym słoiku. Gdy zielona kostka się tam znalazła wybuchła.
-Ojejku udało się- odetchnęła z ulgą dziewczyna, usiadła na przeciwko wciąż zszokowanej Nathalie i zaczęła nucić jakąś nieznaną melodię. Po dłuższym czasie nieznajoma wyrwała się z zadumy i spojrzała na Nathalie
-Zapomniałam; jestem Victoria Lupin, tak wiem głupie imię mam je po babce. A ty jak masz na imię?
-Jestem Nathalie Knight- odparła. Nagle włosy Vic z tęczowych zaczęły się robić czarne. -O co chodzi?
-Ale nie jesteś z TYCH Knightów?
-Ale jakich?
-No wiesz... z TEJ rodziny, w której każdy jest czarnoksiężnikiem.
-Nie no coś ty, dopiero w tym roku się dowiedziałam, że idę do Hogwartu.
-Aaa, no to w porządku- włosy Vic teraz były żółte a jej twarz promieniowała niezwykłym blaskiem. Na twarzach obu dziewczynek wykwitły dwa identyczne uśmiechy. Po dłuższym czasie, obie stwierdziły, że mają wiele wspólnego. I wiedziały, że od dziś aż po wieczność zostaną przyjaciółkami.
*** kilka godzin później na peronie w Hogsmeaded***
Reszta podróży minęła dziewczynkom bardzo przyjemnie. Gdy wysiadły z pociągu usłyszały krzyk:
-Pirszoroczni do mnie!- jak  z pod ziemi wyrósł olbrzymi człowiek, był trzy razy wyższy i  z pięć razy szerszy niż normalny człowiek.- Pirszorczni? Już wszyscy? To dobrze. Ja jestem Rubeus Hagrid III, Strażnik Kluczy i Gajowy w Hogwarcie. A tera wszyscy za mno, nie pchać się. Każdy wsiada se do łódeczki, nie więcej niż pić osób. Już każdy se siadł? No to płyniem.
I nagle wszytkie łódki ruszyły powoli w stronę wspaniałego zamku. Nathalie z utęsknieniem wpatrywała się w zamek. Czuła jakby wracała do domu po bardzo długiej podróży. Przymknęła lekko oczy i... nagle znalazła się w zimnej i lodowatej wodzie! Popatrzyła w górę na swojego oprawcę i dostrzegła tylko białą czuprynę, kiedy poczuła, że coś owija się jej wokół nogi i wciąga ją w mroczną toń. Chaotycznie wymachiwała rękami ale nie miała czego się uchwycić i zabrakło jej tlenu a przed oczami ujrzała rozmazaną plamę ogromnego stworzenia, które płynęło w jej kierunku.
***
Hagrid wyciągnął bezwładne ciało dziewczynki z wody i odprowadził wszystkich w kierunku Wielkiej Sali, gdzie czekała na nich nauczycielka transmutacji Helena Patch. Uśmiechnęła się ciepło do uczniów i Nathalie wiedziała, że ją polubi.
- Za chwilę wprowadzę was do Wielkiej Sali, każdy z was będzie miał nałożoną na głowę tiarę, która przydzieli was do waszego nowego domu. Za mną proszę- otworzyła wielkie rzeźbione drzwi i poprowadziła uczniów wzdłuż długich stołów. Było tam mnóstwo uczniów i każdy się na nich patrzył. Dotarli do stołu nauczycieli i stanęli przed wysokim stołkiem, na którym leżała Tiara Przydziału. Po wysłuchaniu bardzo dziwnej pieśni, zaśpiewanej przez Tiarę, pani Patch wyciągnęła bardzo długi zwój pergaminu:
Victoria Lupin!
Victoria podeszła pewnym siebie krokiem do stołka i pani Patch nałożyła jej tiarę na głowę
- Gryffindor!
- Septimus Malfoy!
- Slytherin!
- Nathalie Knight!- gdy Nay wyszła z tłumu na sali było cicho jak makiem zasiał. Dziewczynka niepewnie podeszła do stołka i gdy tiara opadła jej na oczy usłyszał w głowie głos:
- Ohh.. bardzo ciekawe, nie wydajesz się podobna do swoich krewnych, w twoich żyłach nie ma tyle zła, hmm myślę, że moja decyzja będzie słuszna- i po chwili usłyszała krzyk- Gryffindor!
Tym razem nikt nie klaskał, Nathalie nie pewnie zeszła ze stołka i poszła zająć miejsce koło Vic. Po skończeniu przydziału, powstał dyrektor Hogwartu Albus Potter. Wymienił wszystkie zakazy i zaprosił na ucztę, wtedy na stołach pojawiły się złote naczynia, pełne pysznego jedzenia. Nathalie nigdy nie jadła takich pyszności. Po skończeniu posiłku, razem z innymi uczniami udała się do wieży Gryffonów. Gdy szła rozmawiając z Vic o ceremonii przydziału usłyszała krzyk:
- Ej Knight! Łap!- blondyn, którego dziewczyna widziała w Wielkiej Sali, rzucił jej Wybuchową Galaretkę. Zanim dziewczyna zorientowała się o co chodzi, zręcznie pochwyciła mały sześcianik, który chwilę później wybuchł jej w dłoniach. Cały korytarz włącznie z uczniami był pokryty zieloną mazią. Blondyn podszedł do wstrząśniętej dziewczyny i powiedział lodowatym szeptem:
- Nie zaznasz tu spokoju, Knight!- i po tych słowach odszedł.
***
Na wstępie pragnę przeprosić wszystkich, którzy czekali na nowy rozdział, ale nie miałam kiedy go skończyć. Mam nadzieję, że moje wypociny się wam spodobają. Aha i przepraszam za aktualny wygląd bloga, ale szablony z szablonarni u mnie nie działają, więc muszę coś sama stworzyć, mam nadzieje, że jako forma tymczasowa nie jest taki zły :)
PS. Od teraz rozdziały regularnie w środę :3